28 grudnia 2013

Rozdział III - "Nowe znajomości cz. 2"

Wiecie co powinniście mnie zabić! Za to, że zaczynam pisanie nowych blogów a potem przerywam! Wiem, ze miała być to przerwa na dwa tygodnie,a  wydłużyło się prawie albo i aż pół roku. Ale wracam i obiecuję pisać tutaj notki, w których opisane będą przygody naszych młodych bohaterów :) No więc zabieramy się do pisania!

~~*~~

     Lily rzuciła słowa, które jakby doprowadziły Pansy do wściekłości. Przecież Pansy Parkinson jest ważną osobowością i jak taka mała i ruda dziewucha, w dodatku młodsza od niej może tak się zwracać do niej? Czarnowłosa mierzyła ją wzrokiem jakby zamierzała ją zaraz rozerwać na strzępy, mimo że obie były z tego samego domu. Zarzuciła tylko głową i odeszła od rudowłosej szybkim krokiem trącając młodego gryfona ramieniem, który niefortunnie znalazł się jej na drodze. Grupka ślizgonów zaczęła się okropnie śmiać w tym czasie gdy chłopaczek upadał na ziemię. Lily również zaczęła się śmiać, Pansy wcale jej nie zdenerwowała. Wręcz przeciwnie nawet zapomniała, że mijała ją taka osoba. Pierwszoroczny Gryfon szybko uciekł z miejsca zdarzenia, a Ślizgoni rozeszli się na zajęcia. Lily zaś spojrzała na swój mały kieszonkowy zegarek, który dostała kiedyś od mamy i przeraziła się. Było już dawno po przerwie, a ona sama w wielkim zamku straciła orientację. Nie miała żadnego pojęcia, w którą stronę się udać. Ruszyła więc prosto przed siebie. Wiedziała tylko tyle, że ma trafić na zajęcia z zielarstwa. Ale skąd mogła wiedzieć, w jakim kierunku się udać by trafić do cieplarni? Biegła więc przed siebie. Wąskimi korytarzami Hogwartu, mostkami, dziedzińcami, aż w końcu wybiegła na błonia Hogwartu. Jednak coś ją tknęło aby zawrócić do szkoły i pójść szkolnym korytarzem. Tak też zrobiła. 

Podczas gdy Lily napotkała ślizgonów i Pansy, ja dalej prowadziłam konwersację z Zabinim. Oboje postanowiliśmy się przejść po zamku i tak też zrobiliśmy. Blaise opowiedział mi o tym jak spędził wakacje z rodzicami. Odwiedził kilku swoich krewnych i pobył też kilka tygodniu w domu ze znajomymi z okolicznej wioski, którą zamieszkiwał pod Londynem. Ja również opowiedziałam mu o swoich wakacjach, które spędziłam raczej mało ciekawie. Prawie cały czas siedzieliśmy w domu lub jeździliśmy z ojcem do Ministerstwa Magii. Zbliżał się koniec przerwy więc poprosiłam kolegę, aby wskazał mi drogę do cieplarni. Zgodził się i razem ruszyliśmy w tym kierunku. 
- Hej Corny, a może razem ze swoją koleżanką przyjdziecie na trening quidditcha? - zapytał i spojrzał na mnie ciemnoskóry chłopak. 
Nie był to głupi pomysł, w końcu raz nie zaszkodzi by pojawić się i zobaczyć jak to wygląda.
- Jasne nie ma problemu - uśmiechnęłam się do chłopaka. 
Po chwili dotarliśmy do cieplarni. Lily wciąż nie było. Zaczęłam się trochę niepokoić, bo nie wiedziałam nawet gdzie poszła. Podziękowałam Zabiniemu za wskazanie drogi i weszłam do cieplarni. Tam również Lily nie znalazłam. Martwiłam się, że coś jej się stało lub, że się zgubiła. Chwilę później przyszła do nas pani Profesor i zaprosiła nas wszystkich do cieplarni na pierwsze w tym roku zajęcia z zielarstwa. 
- Nazywam się profesor Sprout i będę miała z wami zajęcia z zielarstwa. Na dzisiejszych zajęciach będziemy przesadzać Mandragory. Nie jest to trudne zadanie wystarczy tylko złapać roślinę za łodygę i mocno pociągnąć, następnie wsadzić ją do większej doniczki i zasypać ziemią. Radzę wam uważać. W zeszłym roku już jeden zemdlał na widok tej rośliny. Mandragory lubią krzyczeć, dlatego też proszę założyć nauszniki i przycisnąć upewniając się, że nic nie słyszymy - zademonstrowała jak mamy założyć nauszniki co raczej nie było trudne. 
Wszyscy uczniowie więc wykonali pierwszą czynność tak jak kazała pani profesor. Zajęcia mieliśmy z Krukonami. Cześć z nich była prawie zielona na twarzy a Ślizgoni tylko podśmiewali się z nich. Mojej nowej koleżanki nadal nie było na zajęciach więc troszeczkę przestałam interesować się lekcją. Po chwili jednak do cieplarni wpadła zdyszana, niska i rudowłosa dziewczyna. To była Lily. Odnalazła salę lekcyjną a ja odetchnęłam z ulgą. 
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale się zgubiłam - wypowiedziała wszystko na jednym oddechu a następnie stanęła obok mnie. 
Profesor Sprout pokręciła tylko głową i dała znak, żeby zacząć wykonywać swoje zadanie. Lily wypytała o wszystko na czym mają polegać dzisiejsze zajęcia. Wręczyłam jej puchowe nauszniki, aby zakryła uszy i rzekłam:
- Przy da Ci się - uśmiechnęłam się lekko i opowiedziałam jej co mamy zrobić. 
Obie poprawiłyśmy swoje nauszniki raz jeszcze, chwyciłyśmy swoje Mandragory za łodygi z liśćmi i mocno pociągnęłyśmy wyrywając je ze starej ziemi. Pisk tych roślin był okropny więc obie zrobiłyśmy skwaszoną minę i szybko przeniosłyśmy je do nowych doniczek zasypując od razu świeżą ziemią. Pani Profesor czuwała nad uczniami, by dobrze wykonywali swoje ćwiczenie. Kilku uczniów oberwało za złe stosunki wobec roślin i straciło po 5 punktów. Kilku następnych pochwaliła za dobre wykonanie zadania, a wkrótce podeszła do nas. Kończyłyśmy już zakopywanie roślinek w doniczkach i uklepałyśmy ziemię na koniec. Pamona Sprout przytaknęła tylko głową i dodała:
- Wyśmienicie - po czym przeszła dalej, karcąc kolejnych uczniów za złe zasypanie ziemi. 
Wkrótce lekcja dobiegła końca i pani Sprout podziękowała wszystkim za zajęcia i odprowadziła uczniów na korytarz. Przed nami była kolejna przerwa, jednak trwała ona zdecydowanie krócej bo tylko 10 minut. Skierowałyśmy się więc już na ostatnie zajęcia w dniu dzisiejszym. Obrona Przed Czarną Magią z samym Gilderoyem Lockhartem. Wszystkie dziewczyny były nim zachwycone i gdzie się nie poszło, rozmawiały o nim i wzdychały na jego temat niemalże mdlejąc na sam widok tego mężczyzny. Ja osobiście nic w nim nie widziałam co mogłoby mnie zachwycać, po za tym przecież miałam tylko 11 lat. Lily też raczej nie była zainteresowana tym nauczycielem bo tylko milczała i zwiedzała podłogę swoim wzrokiem. 
- Czemu tak uciekłaś kiedy Zabini zapytał jak się nazywasz? - spojrzałam na nią pytając ciekawskim tonem głosu. 
Lily wyrwana z zamyślenia rozejrzała się z zakłopotaniem i odpowiedziała pośpiesznie:
- Nie mogę o tym rozmawiać.. Nazywam się Riddle. Nie rozumiesz? - spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami, wielkimi jak monety i błyszczącymi jak drogocenne brylanty.
Nie rozumiałam o co jej chodzi z tym nazwiskiem. Nazwisko jak każde inne. Przynajmniej nic mi teraz do głowy nie przychodziło co mogłoby być związane z tym nazwiskiem. Zaprzeczyłam tylko kiwając głową i nie spuszczałam wzroku z dziewczyny. Wpatrywałyśmy się tak w siebie przez krótką chwilę gdy nagle zjawiły się gadające i piszczące Gryfonki. Oczywiście gadały na temat Lockharta. Zmierzyłyśmy je tylko wzrokiem a one po chwili ucichły widząc nas, jak krzywo na nie patrzymy. Przerwa dobiegła końca, więc wszyscy weszli do sali i zajęli miejsca w ławkach. Ginny Weasly poleciała od razu do pierwszej ławki, jakby ktoś miał jej zaraz miejsce ukraść. Lily i ja siadłyśmy gdzieś w środku by za bardzo w oczy się nie rzucać. Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca na balkoniku przy drzwiach pojawił się mężczyzna o ładnie ułożonych i jasnych włosach. Miał na sobie długą szatę w kolorze złotawym, a pod nią niebieską kamizelkę zapiętą na jeden, ogromny guzik. Na jego twarzy malował się uśmiech. 
- Nazywam się Gilderoy Lockhart, ale chyba wszyscy już mnie znają - przedstawił się pełnym dumy głosem i z gracją zszedł po schodkach - Od dziś to ja będę uczył was Obrony Przed Czarną Magią - Machnął przy tym różdżką, a książki ułożone na jego biurku rozłożyły się na naszych ławkach. 
- Będą to wasze dodatkowe podręczniki, z których możecie korzystać podczas zajęć ze mną - zaśmiał się niby uroczo, jednak nie wywarło to na mnie żadnego wrażenia. 
W sali można było usłyszeć ciche wzdychanie innych dziewcząt i odrazę chłopców na jego widok.
Całą lekcję słuchaliśmy tylko jego przechwałek i tego jaki to jest z niego doskonały czarodziej. Marzyłam tylko o jednym, by wreszcie się ta męczarnia skończyła. I tak też się stało, bo zajęcia dobiegły końca. Szybko opuściłyśmy salę lekcyjną i ruszyłyśmy po schodach na dół. Była to pora obiadowa, więc na pewno czekał na nas pyszny obiad podany na Wielkiej Sali. 
- Blaise zaprosił nas na trening quidditcha. Masz ochotę wybrać się na niego? - spojrzałam na rudowłosą dziewczynę. 
- Nie dzięki.. Jakoś nie mam ochoty.. Może przyjdę później - odpowiedziała i uśmiechnęła się przy tym lekko zerkając w moją stronę. 
No w porządku, skoro nie chciała to nie zmuszałam jej do tego. 
Kiedy dochodziłyśmy do Wielkiej Sali czuć było zapach obiadu, a jak weszłyśmy na salę, na stołach widniały półmiski wyłożone jedzeniem. Talerze pełne różnych warzyw i sałatek. Zasiadłyśmy przy wspólnym stole Slytherinu i nałożyłyśmy sobie jedzenie. Nalałam sobie na talerz zupy z warzywami i do tego chwyciłam kromkę chleba mówiąc pobliskim Ślizgonom "smacznego". Lily również nalała sobie zupy i zaczęła ją jeść ze smakiem. Musiała być bardzo głodna. 
W tym samym czasie do sali wszedł młody, ulizany blondyn. Tak nie kto inny tylko Draco, mój brat. Nie był sam. Z jednej strony szedł Goyle a z drugiej Crabbe. Tak zwane jego pachołki. Przywitali się z nami i zasiedli przy stole od razu biorąc się za jedzenie. Koledzy Dracona to okropne obżarciuchy. Pałaszowali wszystko co wpadło im pod rękę, a ich talerze nie mieściły wszystkich przysmaków ze stołu wręcz. Draco spojrzał na mnie i zapytał:
- Jak się czujesz w szkole, siostra? - poruszył brwiami na swój niezawodny sposób. 
- Na początek jest okej - przytaknęłam głową i jadłam obiad. 
- Wpadasz z koleżanką na trening quidditcha? Jestem nowym szukającym - pochwalił się oczywiście uśmiechając się przy tym zawadiacko. 
- Mogę przyjść, mówiłam to już Zabiniemu myślałam, że Ci przekazał - odpowiedziałam unosząc brwi do góry i marszcząc przy tym swoje czółko. 
- Zabini do kretyn - odpowiedział obojętnie - Od niego nie dowiesz się niczego konkretnego. Trzymaj się z nami  a wszystko będzie w porządku - uśmiechnął się. 
Nic już na to nie odpowiedziałam, bo w sumie nie mogłam bronić kogoś kogo znam ledwo ledwo. 
Podczas naszej uczty obiadowej w sali nagle pojawiła się sowa. Wszyscy zaczęli się rozglądać z nadzieją, że to poczta do wszystkich. Jednak po za tą sową nie przyleciała już żadna inna. Każdy uważnie spoglądał na sowę, która lądując na stole Gryfonów wpadła w miskę z jedzeniem. Cała sala ryknęła śmiechem, a rudowłosy Weasly, miał dość dziwną minę. Zmieszany wziął list do ręki i... Wtem list wyskoczył z jego rąk i zaczął wrzeszczeć na całą salę. Ron Weasly dostał wyjca od matki! Nakrzyczała na niego za to, że zabrał samochód ojca, przez co mało nie wyrzucili go z Ministerstwa. Krzyczała coś jeszcze na temat odpowiedzialności, ale jej wrzaski były zagłuszane salwą śmiechu. Na koniec list zwrócił się do siostry Weasley'a i powiedział spokojnym tonem:
- A Tobie Ginny, gratuluję dostania się do Gryfindoru - po tych słowach list porwał się na strzępy i rozsypał na stole. Zrozpaczona mina rudzielca mówiła sama za siebie. Został zgaszony przez własną matkę, która narobiła mu wstydu przed całą szkołą. Za to ruda siostrzyczka wyglądała jakby miała zaraz się zapaść pod ziemię ze wstydu. No i w sumie też nie dziwie się jej. Cały Slytherin miał niezły ubaw z zaistniałej scenki podczas obiadu, że wszyscy potem o tym rozmawiali. 

Obiad dobiegł końca, a uczniowie zaczęli zbierać się na kolejne lekcje, bądź na odpoczynek w zależności od tego co mieli w planie. Wybrałam się na boisko do quidditcha, gdzie miał się odbyć trening drużyny Slytherinu. Nie czekałam na Lily z jasnego powodu. Nie chciała z nami iść. Skoro nie, to do niczego jej nie zmuszałam, może miała swoje plany tak więc pożegnałam się z nią i poszłam na boisko. 
Byłam trochę za wcześnie, przynajmniej tak wnioskowałam, bo boisko było puste. Siadłam więc na ławce przy szatni i czekałam na drużynę. Miałam w torbie jabłko, które zabrałam podczas śniadania. Wyjęłam je, przetarłam o szatę i postanowiłam je zjeść w formie deseru. Wkrótce zjawił się kapitan drużyny, Marcus Flint, w stroju do gry i gotowym do rozpoczęcia treningu. 
- Co za przygłupy. Zawsze muszą się spóźniać - rzucił kiedy zobaczył, że nie ma nikogo z drużyny.
Spojrzałam w jego stronę i uważnie obserwowałam. Po chwili chyba skapnął się, że nie jest tu sam i podszedł do mnie pytając:
- Nie widziałaś nikogo z naszej drużyny? - opierał się na swojej miotle. Nie takiej zwykłej. To był Nimbus 2001. Zmierzyłam wzrokiem Flinta razem z miotłą i aż nie mogłam uwierzyć, że Slytherin posiada taki arsenał. 
- Nie. Nikogo tutaj nie było, chociaż nie wiem bo dopiero przyszłam - odpowiedziałam nadal nie opuszczając wzroku z kapitana drużyny. 
Flint zaczął tylko przeklinać pod nosem wyzywając drużynę od tępych matołów i siadł na przeciwnej ławce czekając aż ktoś łaskawie się pojawi... 

~~*~~

Myślę, że napisałam coś godnego uwagi :) Komentujcie i wyrażajcie swoje opinie a także przesyłajcie bloga dalej swoim znajomym :) Pozdrawiam! Dobranoc ;)

18 czerwca 2013

Przepraszam

Długo nie pisałam trochę, ale to dlatego, że mam problem  z internetem -,- Chciałam przeprosić i powiedzieć, że najbliższa notatka z rozdziałem pojawi się dopiero po 25 czerwca. Pewnie niektórzy czekają z niecierpliwością aby coś dalej poczytać, no ale nie jestem w stanie nic napisać. Jestem chwilowo na necie u cioci i tez bym się nie wyrobiła z pisaniem, także przepraszam z góry jeszcze raz i pozdrawiam ciepło wszystkich :)

05 czerwca 2013

Rozdział II - "Znajomości cz. 1"

    Następnego dnia rano obudziłam się dość wcześnie. Jeszcze za nim budzik w naszym dormitorium miał zadzwonić. Nie śpieszyłam się więc leżałam dłuższą chwilę w łóżku i myślałam jakie zajęcia dzisiejszego dnia będę mieć. Cieszyłam się bardzo z tego, że mogę być w Hogwarcie i poznać wielu innych czarodziejów. Wkrótce wstałam i skorzystałam z toalety a potem ubrałam na siebie szkolną szatę na której widniał herb Slytherinu. Byłam bardzo dumna z tego, że trafiłam do tego domu, ale to było dość jasne, że w nim będę. Moja matka i mój ojciec byli w tym domu. I w tym domu jest także Draco, mój starszy brat, którego bardzo cenię i szanuję. Wkrótce obudziła się Lily, której smaczną drzemkę przerwał budzik dzwoniący w dormitorium. Spojrzałam na nią i przywitałam rozczochraną dziewczynę uśmiechem. Pomimo małego nieogarnięcia odwzajemniła go, a następnie wstała i poszła wziąć poranną toaletę. Byłam bardzo ciekawa jakie zajęcia dzisiaj mamy więc zeszłam na dół do salonu ślizgonów i zerknęłam na tablicę ogłoszeń. Zajęcia na dzisiaj to eliksiry, transmutacja, zielarstwo i obrona przed czarną magią. W sumie nie przeszkadzało mi to więc wróciła na górę mijając po schodach kilku zaspanych ślizgonów i spakowałam książki do torby. W tym czasie do pokoju wróciła Lily już bardziej ogarnięta i zapytała:
- Wiesz może jakie zajęcia dzisiaj mamy? – szukając swojej torby na książki pod łóżkiem.
- Jasne. Byłam sprawdzić na dole. Eliksiry, transmutację, zielarstwo i obronę przed czarną magią – odpowiedziałam i zapięłam torbę spoglądając na koleżankę.
Rudowłosa spakowała swoje książki szybko i wstała z podłogi przytakując, że jest już gotowa. Zeszłyśmy więc do salonu wspólnego po czym opuściłyśmy dormitorium ślizgonów wychodząc na korytarze lochów. Obrałyśmy wspólnie kierunek na wielką salę by zjeść na niej pierwszy posiłek dzisiejszego dnia, a mianowicie śniadanie. Pomimo tak wczesnej pory w zamku krążyło już dużo uczniów. Miejscami pojawiały się nawet duchy! Przenikały przez wszystko nawet przez uczniów. Obie weszłyśmy do wielkiej sali i poszłyśmy zająć miejsca przy stole Slytherinu. Siadłyśmy niedaleko Marcusa i jego kolegów. Kawałek dalej siedział Draco z Crabbem i Goylem, a jeszcze dalej spostrzegłam prawdopodobnie brata Lily. Byli do siebie bardzo podobni, nie to co ja ze swoim bratem. Lily posłała chłopakowi uśmiech a następnie rzuciła wesołe „smacznego” i zabrała się za jedzenie. Ja również zaczęłam jeść śniadanie. Nałożyłam sobie sałatkę warzywną a do kubka wlałam sok z dyni. Pochłonęłam śniadanie w szybkim tempie i zabrałam ze stołu dwa jabłka o soczyście czerwonym kolorze, by mieć co przekąsić na drugie śniadanie. Zaczekałam na nową koleżankę i obie już najedzone wstałyśmy od stołu.
- Wpadniecie po lekcjach na trening quidditcha? – rzucił pośpiesznie Marcus kończąc swoją porcję śniadania.
Obie skierowałyśmy się w stronę chłopaka a potem na siebie porozumiewawczo.
- Myślę, że będziemy mogły – przytaknęła Lily z uśmiechem.
- Trening jest o 15 zaraz po obiedzie – dodał Mike, starszy brat rudowłosej.
- Wpadniemy – dodałam szybko po czym machnęłyśmy kolegom na pożegnanie i opuściłyśmy salę kierując się w stronę lochów. Bez problemu trafiłyśmy do sali lekcyjnej, w której znajdowali się już uczniowie pierwszej klasy. Znalazłyśmy wolną ławkę w środkowym rzędzie drugą od końca i zajęłyśmy miejsca przy niej wyjmując książki na biurko. Zajęcia mieliśmy mieć z grupką rozdartych Gryfonów, gdzie jeden biegał po sali jak wariat i robił zdjęcia aparatem. Wrzeszczał coś na temat tego jak bardzo cieszy się, że jest w Hogwarcie oraz że bardzo chce spotkać Harry’ego Pottera. Kiedy rozglądałam się po Sali, w moje oczy wpadła ruda dziewczyna, ta sama którą spotkałam w księgarni na ulicy Pokątnej. To Ginny Weasly. Już od pierwszego spotkania czułam, że nie będę przepadać za tą dziewczyną. I co z tego, że była czystej krwi? Zadawała się ze szlamą, a cała rodzina Weasleyów to zdrajcy krwi. Wkrótce do środka z hukiem wpadł mężczyzna w czarnym płaszczu o czarnych włosach sięgających ramion i bladej twarzy.
- Nazywam się Severus Snape, a to są zajęcia z eliksirów, więc nie będziemy machać różdżkami by nikomu z obecnych tu osób nie zrobić krzywdy – burknął ponuro i oparł się rękoma o swoje biurko lustrując uczniów w klasie lodowatym spojrzeniem.
Każdy wpatrywał się w profesora z lekkim przerażeniem. Każdy, z wyjątkiem ślizgonów oczywiście. Ale to i tak wcale nie oznaczało, że będzie można bardzo łatwo zdobywać punkty dla domu węża. Nasz profesor wcale się nie ociągał z prowadzeniem zajęć, bo już po chwili notowaliśmy na pergaminie definicje eliksirów, antidotów i trucizn. Snape od razu zadał pracę domową na następne zajęcia:
- Wymienicie 3 przykładowe eliksiry dowolne, 3 trucizny oraz jak można je otrzymać, a także 3 antidota, również z opisem otrzymywania ich. A tym czasem przejdźmy dalej… - przeciągnął ostatnie wyrazy lustrując wzrokiem kilku wiercących się Gryfonów. Po krótkiej ciszy kontynuował dyktowanie na temat poprawnego przygotowania kociołka, gdyż niektórzy mogli nie wiedzieć, że kociołek trzeba postawić na palniku. Kolejnym punktem dzisiejszego tematu były składniki. Trzeba pamiętać o tym, żeby wrzucać je do kociołka w odpowiedniej kolejności.
Lekcja nam się bardzo dłużyła, a to pewnie przez to, że całą godzinę pisaliśmy wszystko co Snape nam dyktował.
- Normalnie ręka mi odpada. Jeszcze nigdy tyle nie pisałam – jęknęła moja rudowłosa koleżanka – Jeśli na kolejnych zajęciach też będziemy tyle notować to chyba umrę – dodała i obie skierowałyśmy się na korytarz. Za bardzo nie wiedziałyśmy gdzie znajduje się sala transmutacji, więc błądząc po korytarzach zamku zaglądałyśmy do pierwszej lepszej sali.
- Nie mam pojęcia gdzie ta sala może się znajdować – rzekłam spoglądając na Lily.

- Też nie mam pojęcia. Zapewne się spóźnimy – mruknęła pod nosem poprawiając spadająca szatę z ramienia.
Idąc dalej przez korytarz natknęłyśmy się na brata Lily. Zawsze to jakaś nadzieja, bo był starszy od nas i już nieco obeznany w tym "labiryncie".
- Hej, Mike możesz nas pokierować na zajęcia z transmutacji? Nie mamy bladego pojęcia gdzie one się odbywają - zapytała Lily.
- Jasne - uśmiechnął się brunet - Chodźcie za mną - dodał cały czas uśmiechając się szeroko i razem ruszyliśmy w kierunku sali do transmutacji.
Szybko znalazłyśmy się na dziedzińcu transmutacji a potem pod drzwiami od sali.
- To tutaj - odparł chłopak o czekoladowych oczach po czym oddalił się na swoje zajęcia machając do nas. Obie odmachałyśmy mu i uchyliłyśmy drzwi zaglądając do środka. Przy swoim biurku stała już pani profesor, a wszyscy kierowali swoje spojrzenia w naszą stronę. Spóźniłyśmy się kilka dobrych minut. Grzecznie przeprosiłyśmy profesorkę i zajęłyśmy wolne miejsca. Lekcja nie była ciekawa, bo dotyczyła głównie zasad panujących w sali i jak dobrze posługiwać się różdżką, gdyż transmutacja wymaga całkowitego skupienia się. McGonagall, bo tak nazywała się nauczycielka tych zajęć, opowiedziała jeszcze o skutkach ubocznych jakie mogą wystąpić gdy będziemy nieuważni. Te zajęcia również były nudne, ale chyba każde sprawy wprowadzające są nudne. Kilkoro uczniów ziewało, a dwojgu nawet się przysnęło przez co stracili po 5 punktów. Przed następnymi zajęciami miałyśmy 20 minut przerwy, więc wyszłyśmy na dziedziniec by usiąść sobie w cieniu na świeżym powietrzu i porozmawiać. Wyjęłam z torby jabłko i zapytałam Lily czy chce drugie. Ruda przytaknęła głową i podałam jej owoc. Obie zajadałyśmy się jabłkami i obgadywałyśmy innych uczniów, śmiejąc się przy tym. Po chwili podszedł do nas jakiś chłopak. Miał ciemną karnację i brązowe oczy. Z pewnością był od nas starszy.
- Z czego się tak cieszycie? - rzucił uśmiechając się do nas cwaniackim uśmiechem - Jestem Blaise Zabini - przywitał się podając nam dłoń.
- A ja Cornelia Malfoy - uścisnęłam chłopakowi dłoń posyłając lekki uśmiech.
- Siostra Dracona? Cały czas o tobie gada, że mu się gęba nie zamyka - zaśmiał się i pokręcił głową - A Ty? - spojrzał na rudowłosą.
- Jestem Lily R.. - zaczęła jednak urwała swoje nazwisko po czym speszyła się odrobinę witając się z Zabinim podaniem dłoni. 
- Lily R? To jakaś tajemnica? - popatrzył na dziewczynę a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Przepraszam.. - rzuciła lekko zarumieniona i speszona nagłą sytuacją, bo szybko podniosła się z ławki zabierając torbę i uciekła zostawiając mnie i Blaise'a samych.
Odprowadziliśmy koleżankę wzrokiem i popatrzyliśmy na siebie. Zabini siadł obok mnie wypytując co się stało, ale ja sama nie miałam pojęcia dlaczego Lily uciekła jakby zobaczyła ducha, a przecież duchów w zamku jest pełno. 
Całą przerwę spędziłam już z nowym kolegą, jednak martwiłam się o Lily i miałam nadzieję, że spotkamy się na kolejnych zajęciach.

W tym samym czasie Lily szybkim krokiem podążała przez korytarz gdzie natknęła się na grupkę ślizgonów. Dokuczali właśnie jakiemuś pierwszorocznemu z Gryffindoru, który bliski płaczu nie mógł się odczepić od starszych uczniów. Gdy rudowłosa tak przyglądała się całej sytuacji, zaczęło ją to bawić, bo uśmiechała się sama do siebie. Po chwili dopiero spostrzegła, że obok niej stoi niewiele wyższa od niej dziewczyna o czarnych i krótkich włosach. 
- Jestem Pansy - przedstawiła się krótko dziewczyna patrząc na rudowłosą jakby z wyższością - Nie widziałaś może Malfoya? - spytała spoglądając z ukosa na nią.
- Lily. Miło mi poznać - odparła obojętnym tonem głosu i dodała rzucając krzywe spojrzenie na czarnowłosą - Wybacz, ale nie widziałam go. A nawet jeśli to co z tego?
Pansy rzuciła na nią swoje zimne spojrzenie jakby zamierzała ją zaraz na miejscu rozszarpać. Długo tak na siebie patrzyły i żadna nie drgnęła ani też nie wypowiedziała żadnego słowa. Przerwa wciąż trwała...

C.D.N

~~*~~
Za krótkie. Zdecydowanie. Ale nie mogę się wczuć jakoś w pisanie opowiadań to pewnie dlatego, że długo ich nie pisałam. No ale z czasem się rozkręcę także myślę, że i tak miło wam się czytało. Pozdrawiam i czekam na wasze adresy blogów bo chętnie poczytam :)

26 maja 2013

Rozdział I - "Hogwart"

    Ostatnie dni wakacji były ciepłe i słoneczne. Ale w Dworku Malfoyów nawet w taki dzień było dość ponuro i smętnie. Jak zwykle w domu panował spokój i nic nie zapowiadało aby miało wydarzyć się coś ciekawego lub nie. Młody chłopak o blond włosach, nieco roztrzepanych siedział w swoim pokoju gdzie odpisywał jeszcze na listy do swoich przyjaciół ze szkoły. Tak szkoły dość popularnej w świecie czarodziejów, a mianowicie Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Z kolei długowłosa jedenastoletnia dziewczynka, siostra owego chłopaka pomagała ojcu adresować listy do ministerstwa. Ministerstwo to także nie należało do zwyczajnych. Było to Ministerstwo Magii. W każdym razie dzień płynął spokojnie gdy nagle do pokoju przez otwarte okno wleciała sowa z listem. Zasiadła dumnie na oparciu krzesełka, a mężczyzna odebrał kopertę, na której widniał znak Hogwartu. Jasnowłosy mężczyzna już wiedział co się miało wydarzyć ale dziewczynka nie bardzo była przekonana co to jest. Ojciec jednak nie otworzył koperty. Odwrócił ją i położył przed córką kopertę, która wyraźnie była zaadresowana do niej. Siwooka i zdumiona dziewczynka chwyciła list do ręki i otworzyła go wyciągając ze środka kawałek pergaminu i zaczęła go czytać. Na jej twarzy malował się uśmiech. Tak bo to właśnie ona już za kilka dni zacznie naukę w Hogwarcie. Spojrzała na swojego ojca, który najwyraźniej był dumny z tego, że jego drugie dziecko będzie miało szansę zostać czarodziejem. Chwilę później stanęła przy nich kobieta, równie o dumnej postawie i dumnym wyrazie twarzy. Przez ramię dziewczynki przeczytała list urywkami i zmarszczyła lekko brwi rzucając pod nosem:
- Jak zwykle spóźnieni. Dobrze, że zdążyli bo jutro zamierzałam wybrać się na ulicę Pokątną po książki dla Dracona - odeszła trzymając w ręce kielich z czerwonym winem po czym zasiadła w swoim fotelu w pobliżu kominka, w którym trzaskał ogień. Mimo tego, że na dworze było ciepło to w tym domu dało odczuć się chłód. Sam pokój dzienny był dość przestrzenny nie mówiąc już o całym dworku, który mieścił w sobie bardzo dużo pomieszczeń oraz pełno starych mebli i ozdób. A wszystko to sprzątał skrzat domowy o imieniu Zgredek. Cornelia szybko zeskoczyła z krzesła i poszła po schodach na górę po czym zapukała do sypialni swojego brata i weszła do środka.
- Hej Draco. Dostałam list z Hogwartu. Będziemy razem chodzić do szkoły - ucieszyła się jasnowłosa siadając na łóżku chłopaka.
- Ta? To cudownie. Będziemy razem tępić innych uczniów - oderwał się od listów i spojrzał na swoją młodszą siostrę - A wiesz. Że w naszej szkole jest Harry Potter? Słynny Harry Potter - poruszył brwiami na swój cwaniacki sposób.
- No i co z tego, że tam jest? Znasz się z nim? Jesteście razem w Slytherinie? - przymrużyła oczy wpatrując się z zaciekawieniem w swojego brata.
- Nie - prychnął oburzony - Jest w Gryffindorze i zadaje się ze szlamą i rudym Weasleyem, zdrajcą krwi - dodał po chwili opryskliwie.
Cornelia przytaknęła tylko głową i dodała jeszcze, że wybierają się jutro na Pokątną i zostawiła dwunastolatka w spokoju.
Popołudnie i wieczór rodzina spędziła razem. Zjedli wyśmienitą kolację, po której od razu położyli się spać. Następnego dnia trzeba było wstać rano i zrobić duże zakupy na Pokątnej.

    Kolejny dzień również był całkiem słoneczny. Już przed godziną 11 Malfoyowie wybrali się na ulicę Pokątną. Wszędzie było pełno ludzi i młodych czarodziejów. Draco już na samym początku uchwycił się dwóch chłopaków. Obaj byli sporej masy a jeden z nich był nieco niższy od drugiego. Matka rzuciła tylko do chłopaka by zjawił się niedługo w księgarni Esy i Floresy po czym pozwoliła oddalić się chłopakowi z kolegami. Natomiast cała trójka udała się do sklepu Olivandera z różdżkami. Cornelia wybrała tam swoją różdżkę. Jej różdżka miała 10 cali i zawierała w sobie włókno ze smoczego serca. Mężczyzna zapłacił sprzedawcy i opuścili sklep Olivandera udając się w kierunku księgarni. W środku i przed wejściem był straszny tłok a to wszystko dlatego, że w środku znajdował się nie kto inny jak sam Gilderoy Lockhart. Kobiety wręcz uwielbiały tego czarodzieja dla Cornelii i jej matki wydał się on wręcz okropny sam w sobie.
Draco ulotnił się na górę a ojciec w ogóle do księgarni nie wszedł. Młoda dziewczyna wraz z matką szukały książek, które będą potrzebne do pierwszej klasy. W tym samym czasie tłum ludzi był zachwycony tym co się działo. Lockhart wypatrzył w tłumie słynnego Harry Pottera. Wręczył mu zestaw książek a w następnej kolejności zrobiono im zdjęcie do Proroka Codziennego. Cornelia w ogóle nie przejmowała się tym wszystkim, wolała oglądać swoje nowe książki i podążać za matką. Gdy obie weszły na górę blondynka spostrzegła rudowłosą dziewczynę. Również musiała iść do pierwszej klasy sądząc po książkach, które trzymała w swoich dłoniach. Nie była pierwsza do rozmowy więc tylko zmierzyła ciekawskim wzrokiem dziewczynę po czym minęła ją idąc za swoją matką. Ruda obejrzała się za dziewczyną i z lekką ciekawością ruszyła za nią. Dziewczyna była chuda i miała zielone oczy a jej rude włosy były równie długie jak włosy Cornelii. Obu dziewczynkom włosy sięgały pasa. Spojrzały na siebie a blondynka lekko uśmiechnęła się do dziewczyny. Rudowłosa nie pozostała dłużna. Odwzajemniła również lekkim uśmiechem po czym zbliżyła się i przedstawiła:
- Cześć. Jestem Lily - dziewczynka miała bardzo zgrabną twarzyczkę. Jej włosy idealnie ułożone, lekko falowane opływały jej twarz a duże zielone oczy skrywały w sobie wiele.
- Cześć. Ja jestem Cornelia - odpowiedziała jasnowłosa i uśmiechnęła się lekko i dodała - Idziesz do pierwszej klasy?
Lily odparła jej przytakując głową na tak gdy po chwili pojawił się Draco. Nie odezwał się jednak do Lily ani jednym słowem zupełnie tak jakby jej nie było ale ona za to wpatrywała się w niego jakby chciała przebić go wzrokiem na wylot. Trzeba przyznać, że przykuł jej uwagę. Draco zamienił kilka słów ze swoją siostrą i dopiero po tym spostrzegł rudowłosą dziewczynę. Przywitał ją w lekko nieuprzejmy sposób pytając kim jest. Lily się przedstawiła ale to i tak najwidoczniej nie dało mu satysfakcji. Rzucił do swojej siostry, że muszą już iść i skierował się na dół po schodach. Cornelia posłała nowej znajomej uśmiech na pożegnanie i dodała:
- Spotkamy się w pociągu pewnie - i odeszła za bratem.
Chwilę po tym jak Draco i Cornelia zeszli na dół na drodze stanął nie kto inny jak Potter ze swoimi przyjaciółmi.
- Proszę proszę. Słynny Harry Potter. Ledwo wszedł do księgarni a już jest na okładkach gazet - rzucił ironicznie blondyn zagradzając mu drogę.
- Zamknij się, Malfoy.. - odezwała się rudowłosa dziewczyna. Była to Ginny Weasley. Jedyna córka Arthura i Molly Weasleyów. Ona również w tym roku szła do pierwszej klasy. Była raczej niska i nie należała do najpiękniejszych dziewczyn. Draco zmierzył ją tylko wzrokiem po czym przeniósł wzrok na Pottera.
- Co Potter, znalazłeś sobie dziewczynę? - spytał uśmiechając się ironicznie.
Wtem do głosu doszła również Granger, a tego blondyn nie mógł strawić. Przezwał ją tylko wredną szlamą gdy do księgarni wstąpił Lucjusz Malfoy. Pogardliwym wzrokiem spojrzał na stojące dzieciaki gdy nagle zwrócił się do niego Arthur. Wymienili ze sobą kilka niemiłych słów po czym Cornelia i Dracon opuścili księgarnię wraz z ojcem. Zaraz po nich z księgarni wyszła Lily ze swoim starszym bratem. Potter tylko odprowadził ich wzrokiem i również ze swoimi przyjaciółmi opuścili księgarnię Esy i Floresy.
Czas na ulicy Pokątnej jaki przeznaczyła rodzina Malfoyów na zakupy dobiegał końca. Rodzeństwo posiadało już wszystkie potrzebne przedmioty do szkoły i wszyscy mogli wrócić do domu.
Wieczorem Draco i Corny pakowali swoje rzeczy do kufrów. Jutro czekała ich długa podróż do zamku pociągiem.

    Następnego dnia w domu panowało lekkie zamieszanie. Trzeba było wszystko sprawdzić czy jest dopięte na ostatni guzik by móc wyruszyć na peron 9 i 3/4. Po zjedzonym wspólnie śniadaniu rodzina Malfoyów wybrała się do Londynu a tam na stację King Cross. Potem tylko przekroczyli ścianę, dzięki której znaleźli się na peronie, z którego miał za chwilę odjechać Express do Hogwartu. Na peronie było pełno dzieci i rodziców żegnających się. Każdy każdego pośpieszał i wszyscy się śpieszyli.
- Draco, opiekuj się siostrą - Narcyza, zwróciła się do swojego syna i ucałowała jego policzki po czym ucałowała swoją córkę, Cornelię i razem z ojcem odesłali ich do pociągu. Wsiedli do wagonu a Cornelia jeszcze pomachała swojej matce przez okno i poszła za Draconem. Chłopiec znalazł przedział, w którym siedzieli już jego koledzy, a mianowicie Crabbe i Goyle. Blondyn zaprosił siostrę do środka i przedstawił ich sobie. Przywitali się i zajęli wolne miejsca. Wkrótce do przedziału zajrzał Marcus Flint i jeszcze dwóch innych ślizgonów. Flint zawiesił swoje spojrzenie na jedynej dziewczynie w tym przedziale i zwrócił się do Dracona.
- To twoja siostra, Malfoy?
Blondyn przytaknął głową Marcus przedstawił się dziewczynce. Ona także się przedstawiła i uśmiechnęła lekko. Była tym w sumie zafascynowana, że już ma nowych kolegów i to w dodatku starszych od samej siebie co było jej bardzo na rękę, bo wiedziała, że będzie miała liczyć na czyjąś pomoc. Przegadali ze sobą całą drogą do Hogwartu, a gdy przybyli na miejsce panował już zmrok. Pierwszorocznych powitał Hagrid, gajowy Hogwartu a reszta uczniów udała się do szkoły od razu. Nowych uczniów natomiast, gajowy zabrał ze sobą do łodzi. Lily i Cornelia wprawdzie nie spotkały się ze sobą w pociągu ale natrafiły na siebie wsiadając do jednej łodzi wraz z dwoma chłopcami, którzy w trakcie krótkiego rejsu trzymali w swoich dłoniach lampiony oświetlając jezioro. Zdumienie dzieciaków było ogromne i nie do opisania gdy na ich oczach pojawił się wielki i potężny zamek.
- A więc to jest Hogwart.. - powiedziała Lily po czym dodała - Mój brat opowiadał mi o nim ale nie sądziłam, że on wygląda tak pięknie..
- Racja.. Ja miałam zupełnie inne wyobrażenie tego zamku.. - przytaknęła jasnowłosa koleżanka.
Wkrótce wszyscy uczniowie z pierwszego roku dotarli do zamku. W środku czekała już na nich Minevra McGonagall, która to poprowadziła pierwszorocznych do drzwi wielkiej sali. Za nim wpuściła do środka swoich nowych uczniów, krótko zaprezentowała im co na nich czeka a potem wszyscy weszli do wielkiej sali, która również wzbudziła niesamowite wrażenie w nowych uczniach.
Albus Dumbledore już czekał na pierwszorocznych by ich przywitać, a potem oddać głos Tiarze Przydziału, która wysyłała nowicjuszy do ich domów.
- Cornelia Malfoy - profesor McGonagall wyczytywała kolejno osoby po to aby włożyć im na głowę Tiarę Przydziału.
- Slytherin! - wykrzyknęła Tiara, a Cornelia skierowała się w stronę stołu ślizgonów i zajęła miejsce obok swoich nowych znajomych odbierając gratulacje dostania się do domu Slytherinu.
- Ginny Weasley - McGonagall wyczytała kolejną osobę na liście. Była to ta sama ruda dziewczynka, którą Cornelia spotkała w księgarni. Od razu wiadomo było gdzie wyślą kolejnego Weasleya. Do Gryffindoru oczywiście. Po niej było kilka kolejnych uczniów, których Tiara wysłała do Hufflepuffu a także to Ravenclaw.
- Lily Riddle - do tiary podeszła rudowłosa dziewczynka, którą czapka także wysłała do Slytherinu. Jej brat Mike uśmiechnął się tylko i pogratulował swojej młodszej siostrze dostania się do jego domu.
Gdy ceremonia przydzielania do domów zakończyła się, Dumbledore wspomniał o kilku ważnych sprawach jeszcze a po tym oznajmił, że pora na wspólną kolację i w tym też czasie na stołach pojawiło się jedzenie. Dało się usłyszeć od nowicjuszy zdumiewające "Whoa" i tym sposobem wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać.
Po kolacji nikt nie miał więcej do roboty więc prefekci odprowadzili wszystkich do swoich dormitoriów by następnego dnia wszyscy wyspani i przygotowani mogli zacząć naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

~~
Nie powiem by było to opowiadanie pierwszej klasy ale męczyłam się z tym około 4 godzin xd
Przede wszystkim znów muszę wczuć się w pisanie o Harrym Potterze, więc mam nadzieję, że jak na dzień dzisiejszy docenicie moje starania ; D

Pozdrawiam szczególnie autorkę Lily, z którą na bieżąco konsultowałam co mam pisać : )

Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało i życzę udanej nocki. Dobranoc ;)

Wprowadzenie

Nie będę wam tutaj zanudzać na samym początku, ale być może zawitają na tym blogu osoby, które pamiętają Cornelię Malfoy z takich blogów jak www.cien–smierci.blog.onet.pl lub www.the-story-of-malfoys.blog.onet.pl a także osoby, które pewnie tej postaci w ogóle nie znają. Tak postanowiłam przywrócić tę bohaterkę do życia na tym blogu : ) Może sam wygląd bloga nie jest zniewalający, ale to wszystko dlatego że onet był tak miły że utrudnił ludziom życie w pracowaniu nad blogiem. Zupełnie nie ogarniam tych nowych funkcji i co służy do czego. Jakoś sobie z tym poradzę jednak wolałam stary wygląd tworzenia bloga. Dobra ale koniec tego snucia o tym jaki onet jest zły :)
Przejdźmy może do tego, że nie będę się bawiła w prezentowanie postaci. Może z czasem coś o nich napiszę w osobnym odnośniku jak ogarnę co i jak. Wszystkie postacie poznacie w opowiadaniu, a po za tym większość ich znacie z całej sagi o Harrym Potterze :) Jeśli ktoś nigdy nie miał styczności z HP to być może nawet zachęcę go do zapoznania się z książką i filmem ;)
Chciałam jeszcze dodać, że Cornelia Malfoy nie jest bohaterką występującą w książce jak i w filmie. Być może znajdą się w opowiadaniu jeszcze postacie, których nie ma w Harrym Potterze lub są mało znane ale nie sądzę by to zepsuło cały klimat :) Nie będę się bawić w obiecanki a notki będę pisać możliwie w wolnym czasie, którego po maturach mam już bardzo dużo ;D
Nie wiem co jeszcze mogę wam powiedzieć. Jeśli macie jakieś pytania to bardzo proszę tu o to jest mój numer gg: 3990198 lub po prostu zostawiajcie pytania w komentarzach. Zapewniam że odpowiem na wszystkie jak najszybciej :) 
Co jeszcze chciałam dodać. Wiem, że pewnie spodziewacie się od razu jakiegoś krótkiego wstępu do opowiadania ale no dzisiaj chyba go nie opublikuję, ale postaram się to zrobić jutro w zależności od weny twórczej :) A wracając do tego co chciałam dodać. Toleruję spam. Ale prosiłabym, żeby go nie nadużywać za bardzo :) Przyjmuję krytykę i pochwałę, także nie bójcie się wyrażać swoich myśli i wytykać mi błędów. Jeśli komuś się coś nie podoba w opowiadaniu lub wyglądzie bloga to ja postaram się to zmienić tak by odpowiadało wszystkim. Prosiłabym też o szczerą krytykę a nie taką, żeby jak najbardziej obrazić autorkę i innych blogowiczów. Jednym słowem bardzo bym prosiła o zachowanie się kulturalnie :)

Hm. Nie wiem co jeszcze mogłabym wam powiedzieć na wstępie, ale jeśli tylko uda mi się utworzyć tutaj Proroka Codziennego jak na poprzednich blogach to będą tam pojawiały się wszystkie możliwe informacje dotyczące bloga na bieżąco. Więc chyba to już tyle i czas ogłosić innym o powrocie więc pozdrawiam serdecznie i do następnego czytania :)